Rozpoczynamy o godz. 6.30 Mszą św.  w Ossiach, przy którym znaduje się domniemany grób króla Bolesława  Śmiałego, który zabił bp krakowskiego św.  Stanisława. Przesłanie głosi, że pod koniec  życia dotarł do Ossiach i podjął pokutę jako brat przy tym kościele, nie mówiąc kim jest. Choć wielu historyków odrzuca tę historię, to jednak przesłanie tej „legendy”, „historii” mówi, że na pokutę i nawrócenie nigdy nie jest za późno.
Słuchając dziś Słowa Bożego,  Jezus zdaje się pytać ciebie i mnie: Za jakim szczęściem gonisz i gdzie go szukasz. Wielu – a pewnie i my wiele razy – szukamy w grzechu, św. Paweł każe nam odrzucić wszelki grzech, a szukać tego co w górze, gdzie przebywa Chrystus,  dążcie do tego, co w górze, nie do tego co na ziemi. Wtedy człowiek będzie błogosławiony, czyli szczęśliwy.
Śniadanie jemy wspólnie z ks. Proboszczem w Pensjonacie Magdaleny, jego parafian, którzy nie chcą zapłaty za nocleg i śniadanie, tylko proszą o modlitwę.
Ruszamy z opóźnieniem, bo:
1. Zepsuła mi się karta Sim, nie działa telefon, który jest nawigacją, służy całej logistyce i relacǰi z każdego, myślę to koniec relacji, ale… dzwonię do ks. Sławomira Młodzika i do 2 godzin załatwia w salonie kartę esim (elektroniczną) i wszystko działa
2. Od rana pada dość obficie deszcz do godz. 19.00. Jedziemy w deszczu przemoknięci i trochę zziębnieci. Pogoda nie pozwala nam podziwiać gór, wodospadów… bo jest jak jest. Od granicy zjeżdżamy piękną ścieżką rowerową po dawnej trasie kolejowej.
3. Jednemu z pielgrzymów zepsuł się tylny hamulec, a tu ciągle trzeba hamować, jedziemy wolniej, a czas biegnie. Mamy jeden rower zapasowy, ale bus z powodów technicznych podjeżdza z nim dopiero ok. 18.00.
4. Ogrzani w barze umieszczonym na dawnej stacji kolejowej, kawa, zupa, herbata, przebrani i lepiej zabezpieczeni (ja owinołem reklamówkami buty) ruszamy pędęm – pędzimy non stop 25-30 km/godz. Za 3 godziny przejeżdzamy ponad 70 km, jesteśmy w hotelu w godzinie Apelu Jasnogórskiego. Po drodze widzimy piękną teczę, a potem już nic, bo o 20.00 zrobilo się ciemno. Na światłach dojeżdżamy do hotelu. Dziś 147 km, przewyższnie 853 m.
4. Austria płakała, gdy wyjeżdżalismy, Włochy płakały z radości, że  do nich przybywamy, a my błogosławieni,  szczęśliwi, że kolejny dzień z przygodami zakończył się  z Panem Bogiem w zdrowiu i radości. Czas spać, bo północ, a jutro wcześnie trzeba wstać i dotrzeć do Padwy, św.  Antoniego.